Georgia Waller

Born to be wild
Georgia jest człowiekiem z lasu. Jej rodzina mieszkała w lesie, zajmowali się łowiectwem, zbieractwem i przemysłem drzewnym. To spowodowało, że kocha wolność. Nie potrafiła mieszkać w mieście, jej życiem od zawsze był las. Nie znosi ograniczeń. Jest nieco dzika, ciężko ją utemperować. Nie słucha nikogo i niczego. Posiada wiedzę na tematy botaniczne, kiedyś nawet zrobiła studia z tym związane, ze względu na to, że ojciec tego od niej wymagał. Po tej nieszczęsnej szkole wróciła jednak do tego, co kochała najbardziej - polowania. Od dziecka tropiła i zabijała. Miała to we krwi, od dziada, pradziada. Ona i jej dwóch starszych braci. Jej matka odeszła z tego świata, gdy miała siedem lat. Także dorastała w męskim gronie, w którym nie do końca potrafili opiekować się młodą dziewczyną, stąd niemalże od zawsze preferowała męskie towarzystwo. Nie była jakoś specjalnie dziewczyńska. Georgia jest optymistką, w każdej sytuacji widzi tylko pozytywy. Nigdy nie przejmuje się, że coś jej nie wyszło. Próbuje do skutku, aż jej się uda. Jest zawzięta, łatwo się nie poddaje. Nie warto jej mówić, że czegoś nie da się zrobić, bo będzie się tym zajmować do tego momentu, do którego jej się uda. Georgia jest bardzo impulsywna, zupełnie nie panuje nad swoim zachowaniem. Bardzo łatwo jest ją wyprowadzić z równowagi, wpada w furię i ciężko jest ją uspokoić. Wiele razy miała przez to problemy. Wydaje się być wredną, z racji na swoją niewyparzoną gębę, nie potrafi jednak odmówić pomocy. Jest z natury dobrym człowiekiem, wiele razy została wykorzystana przez ludzi, jednak nadal im pomaga, taka jej natura, może nieco naiwna. 

Georgia ubrana była w typowy dla siebie sposób. Trochę za duży t-shirt z logiem Guns N' Roses, flanelowa koszula w kratę najprawdopodobniej męska. Jeansy, które wyglądały jakby swoje już przeżyły, a może to ta moda na dziurawe spodnie, spięte skórzanym paskiem, który był równie wiekowy, co jeansy. Na nogach trapery nieco umorusane błotem. Włosy zmierzwione przez wiatr każdy w swoją stronę. Na ramieniu miała plecak - jak zawsze pełen skarbów. Posiadała w nim jeden nóż myśliwski, gdy wychodziła z domu musiała przy sobie posiadać chociaż jedną sztukę, nie wiedziała kiedy weźmie ją na polowanie. W plecaku oprócz tego zapalniczka Zippo, nóż motylkowy, scyzoryk dwie paczki czerwonych marlboro, portfel, telefon, ładowarka, latarka, dwie paczki zapałek, butelka wody, żyłka wędkarska, pudełko haczyków, suszona wołowina, paczka paluszków.

Dzień rozpoczął się dla niej wcześnie - zresztą jak zawsze. Wstawała chwilę przed wschodem słońca. Wzięła szybki prysznic i wyszła do lasu. Georgia dzisiaj nie do końca miała ochotę uganiać się za zwierzyną, chciała po prostu odpocząć, z drugiej strony a nóż uda jej się coś złapać. Słyszała o tym, że w mieście jest festyn. Nie wybierała się jednak - ostatnio nie miała ochoty na jakieś bliższe relacje z ludźmi. Dopadł ją jakiś kryzys. Coraz więcej czasu spędzała w lesie, samotnie - co nie do końca leżało w jej naturze. Była jedną z tych osób, które potrzebowały innych do tego, by dobrze się czuć. Uwielbiała towarzystwo, jednak coś zaczęło ją przytłaczać - chyba jej wiek, który zbliżał się coraz bardziej do magicznej 30 granicy. Wędrowała sobie powoli, nigdzie się nie spiesząc, aż poczuła wybuch. Poczuła to może zbyt mało powiedziane. Ziemia zaczęła się trząść, drzewa upadać. Niczym koniec świata. Wystraszyła się okropnie - nie chciała umrzeć samotnie w środku lasu. Zaczęła biec przed siebie ile miała sił w nogach. Wiedziała, że niedaleko jest pensjonat. Wydawał się on jej być jednym miejscem w okolicy, gdzie mogłaby się schronić, wszak do domu miała zdecydowanie zbyt daleko. Także gnała jak tylko szybko potrafiła, uważała by się nie przewrócić, miała wrażenie iż jeśli to się stanie to już nie wstanie i będzie po niej. Jakoś chyba udało jej się dotrzeć.